piątek, 4 kwietnia 2014

Zwyczaje w Anglii

Tak jak już wspominałam wcześniej, Wielka Brytania jest pięknym, a zarazem dziwnym krajem. Wiele rzeczy mnie tam zaskoczyło, niektóre na plus inne na minus. Pozytywne na pewno jest to, że sklepy w soboty są czynne tak samo jak w normalny dzień tygodnia, a nie jak w Polsce zamykane o 14.  Plusem jest także możliwość przechodzenia na czerwonym świetle bez obawy, że zaraz jakiś mundurowy wlepi nam mandat za który będziemy musieli zapłacić ogromne sumy ;). Do Plymouth przyjechałam 15 listopada, więc udało mi się trafić na sezon przedświąteczny. Byłam bardzo zaskoczona, że Anglicy dalej kultywują tradycję dawania bliskim (i nie tylko) kartek świątecznych. Będąc tam zaledwie miesiąc przed świętami, dostałam wiele kartek od osób, których nawet dobrze nie znałam.

Na Wyspie zadziwiło mnie też to, że bardzo wiele osób starszych i otyłych porusza się na wózkach elektrycznych. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z czymś takim, jednak uważam, że jest to spore ułatwienie w przemieszczaniu się. Jeśli chodzi o same Angielki, to zauważyłam, że wiele z nich bardzo lubi farbować włosy na kolor różowy i to nie tylko te młode, ale też starsze panie. Anglicy w większości nie przywiązują uwagi do swojego stroju. Są zdolni, aby w piżamie wyjść do sklepu lub w bardzo brudnych ubraniach. Strasznie podobały mi się sklepy Poundland. Można w nich kupić wszystko od żywności po akcesoria domowe za jednego funta (czyli coś co uwielbiam :D). Jednym z najdziwniejszych „wynalazków” tam są dwa krany w umywalce. Jeden kran z zimną wodą, drugi z ciepłą. Jest on bardzo nie praktyczny w użyciu, dlatego nie znosiłam tego. W niektórych domach woda np. przy prysznicu zadziała dopiero, gdy pociągnie się za sznurek, który wisi obok prysznica. Pamiętam jak kiedyś poszłam do toalety i szukałam włącznika, aby zapalić światło a okazało się, że trzeba pociągnąć za sznurek. Z prysznicem natomiast męczyłam się chyba 20 minut. Anglicy bardzo szanują swoje miasto, np. w Plymouth czczą wszędzie Francisca Drake’a. Gdziekolwiek się spojrzy to coś nosi nazwę jego osoby.

Co do angielskiej kuchni, to ma ona zarówno swoich zwolenników jak i przeciwników. Ja raczej należę do tych drugich, choć nie ukrywam, że wiele rzeczy mi też smakowało. Pamiętam jak specjalnie w święta kupiłam typowo angielski pudding, ponieważ zawsze chciałam go spróbować. Niestety nie zachwycił mnie on swoim smakiem.

Natomiast bardzo zasmakował mi bekon, w Polsce mimo poszukiwań już takiego nie znalazłam, jednak mam nadzieje, że kiedyś mi się uda. Będąc w Anglii najbardziej tęskniłam za polskim chlebem. Nie przepadam ze chlebem tostowym, a tam miałam go na co dzień. To nie koniec niespodzianek, jakie mnie tam spotkały. Któregoś pięknego dnia podczas zakupów w Tesco ujrzałam wielką paczkę chipsów. Nie czytając w ogóle etykiety kupiłam ją i wzięłam do domu. Kiedy ją otworzyłam, to w środku czekało na mnie 16 kolejnych paczek, ale tym razem takich malutkich. W tym cztery paczki chipsów o smaku octu. Ich zapach jak i smak był po prostu okropny i zamierzam trzymać się od nich z daleka. 


Natomiast bardzo smakowało mi mleko o smaku batona marsa albo milky way do picia w takich małych kartonikach.


Jeżeli już jesteśmy przy napojach, to ogólnie nie przepadam za piwem, ale tam spróbowałam cydru o nazwie Brothers i było wyśmienite. Były różne smaki np. gruszka, jabłko w karmelu, truskawka, owoce leśne.

 

Na pewno pobyt tam był świetnym doświadczeniem, spotkałam wielu sympatycznych ludzi, mogłam spróbować nowych rzeczy, poznać nieco inną kulturę i zwyczaje. Mam nadzieje, że jeszcze kiedyś wrócę do tego kraju, a może kolejnym razem wybiorę Londyn?:)

P.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

© Easy-Peasy Day 2012 | Blogger Template by Enny Law - Ngetik Dot Com - Nulis